Lord Firkraag Lord Firkraag
187
BLOG

Gary Lineker się nie mylił

Lord Firkraag Lord Firkraag Rozmaitości Obserwuj notkę 4

Każdy średnio nawet zorientowany kibic piłki nożnej wie, że jedną z najbardziej lapidarnych, a zarazem prawdziwych definicji futbolu wymyślił znakomity ongiś angielski napastnik, znajdujący nota bene szczególną radość w dziurawieniu siatek za plecami polskich bramkarzy - Gary Lineker. Dżentelmen ów raczyłbył zauważyć, że piłka nożna to taka gra, w której po boisku biega 22 zawodników, a na końcu wygrywają Niemcy. Jak sięgam pamięcią wstecz, czyli do roku 1986 - było tylka kilka takich wielkich turniejów, gdzie Niemcy nie dochodzili do strefy medalowej - Mundial w 1994 i w 1998 r. oraz Euro 2000 i 2004. Raptem cztery na trzynaście rozegranych. Żadna inna drużyna swiata w analogicznym okresie nie stawała tyle razy przed szansą wygrania turnieju. Być może Brazylia, ale ta miała o tyle łatwiej, że Copa America w okresie 1987-2001 rozgrywany był w cyklu dwuletnim, a i konkurencja do prymatu w Ameryce Południowej jest znacznie mniejsza niż w Europie, no i nie zawsze południowoamerykańskie potęgi wysyłają na kontynentalny czempionat najsilniejsze reprezentacje.

Generalnie Niemcy aby zawieść w wielkim turnieju muszą być dramatycznie słabi, tak - jak było na mistrzostwach w USA i na Euro w Beneluksie - inaczej zawsze znajdą sposób aby swoim dobrze naoliwonym futbolowym walcem miażdżyć przeciwników. NIe chodzi o to, że zawsze wygrywają tak efektownie jak kilka dni temu z Anglią i Argentyną, wręcz przeciwnie- często zwyciestwo wyrywają przeciwnikowi z gardła, grając swoje schematy do znudzenia, walcząc o każdy skrawek murawy. Rzadko kiedy ich gra może porywać - naprawdę ładnie zagrali - o ironio - w dwóch przegranych przez siebie finałach mundiali - w Meksyku i w Azji. Kiedy zaś wygrywali robili to albo przy wielkiej pomocy sędziów - jak na Mundialu we Włoszech, czy też dzięki niezwykłemu uśmiechowi fortuny i nowościom regulaminowym - jak na Euro w 1996 roku. Najczęściej jednak grają futbol zdyscyplinowany, acz pozbawiony finezji, choć zdarza im się mieć w swym składzie zawodników nieszablonowych jak kiedyś Karla-Heinza Rummenige, później Jurgena Klinsmanna, czy teraz Mesuta Ozila.

Kiedy ogląda się grę Niemców (bez względu na to kim ci Niemcy naprawdę są), ma się jednak często nieodparte wrażenie, że ich przeciwnikom jakoś szczególnie w spotakaniach z nimi piłka "schodzi z nogi", nie strzelają się karne, a bomby zza pola karnego trafiają w słupek lub poprzeczkę. Dla odmiany zawodnikom niemieckim, zawsze jakoś przypadkowo odbita piłka spada na nogę lub głowę w polu karnym przeciwnika, ewentulanie bramkarz niemal sam sobie wrzuca piłki do bramki a obrońcy ładują samobóje. Dzisiejszy mecz to była kwintesencja owego niemieckiego farta - najpierw Muller znalazł się dokładnie na torze lotu odbitej przez Muslerę, później ówże Muslera interweniował przy rogu tak, jakby był skrzyżowaniem Pawełka z Cabajem, a następnie - nie wiedzieć czemu - piłka spadła na głowę Khediry. Wreszcie - jak wisieńka na torcie niemieckiego szczęścia - strzał Forlana w poprzeczkę w ostatniej akcji meczu.

Po obejrzeniu takiego spotkania jak dzisiejszy "mały finał" nie można powiedzieć nic innego, niż to, co umieściłem w tytule notki.

Zaraz, zaraz - co ty gościu bredzisz - przecież Niemcy strzelili na tych mistrzostwach 16 goli - najwięcej ze wszystkich uczestników, rozbili w pył Australię, utarli nosa dumnemu Albionowi i upokorzyli boską Argentynę. Wyprowadzali kontry niemal w szkolny sposób, a akcja Schweinsteigera z meczu z Aregntyną, kiedy na małej przestrzeni ograł trzech zawodników albicelestes to bez wątpienia "asysta turnieju". Tak, wszystko to prawda, ale odnoszę wrażenie, że owe 4-1 z Anglią i 4-0 z Argentyną nieco przesłaniają prawdziwy obraz gry reprezentacji Niemiec. O wyniku meczu z Anglią przesądził najprawdopodobniej gol-nie-gol Lamparda, a z Argentyną elementarne braki w wiedzy taktycznej u człowieka widniejącego w protokole meczowym jako trener Albicelestes (o tym zresztą popełnię osobną notkę). Może prawdziwe oblicze Niemców - to ta grająca bez pomysłu drużyna z meczu z Serbią i Hiszpanią, a może to dobrze wszystkim znane - gra przyprawiająca o ból zębów, ale skuteczna - jak w meczu z Ghaną.

16 bramek na mundialu oczywiście budzi respekt, ale jeśli spojrzeć całościowo - Niemcy jednak dwa mecze przegrali - obok spotkań genialnych zagrali także słabe. Za parę lat o ich występie będzie się zapewne wspominać w kontekście Thomasa Mullera - odkrycia tych mistrzostw, sytuacji z 39 minuty meczu z Anglią czy konstatacji ze Schweinsteiger jest lepszym rozgrywającym niż Di Maria, Pastore i Higuain obrońcami. Przede wszystkim jednak będzie się pamiętać o poprzecce Forlana - kolejnym potwierdzeniu definicji futbolu wymyślonej przez Gary Linekera.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości